Gwara warszawska

28 lipca 2013 r.

W niedzielne wczesne popołudnie wybraliśmy się na „prawe mańke Wisły”. Tym razem nie opowiadaliśmy sobie o budynkach, a próbowaliśmy odnaleźć zapomnianą dziś gwarę warszawską. Pogoda dopisała, słoneczko prażyło, więc i chętnych na spacer było sporo. Więszość spacerowiczów przybyła z lewej mańki Wisły. Mieszkańcy Mokotowa czy Żoliborza nie mieli okazji wcześniej usłyszeć gwary na ulycy.

Przytoczyliśmy sobie historię gwary warszawskiej, którą datujemy na XVIII wiek. Gwara warszawska dzieli się między innymi na gwarę dzielnicową, zawodową i przestępczą. Inaczej będzie mówił mieszkaniec Pragi, a inaczej Woli. Dzisiaj, można niestety usłyszeć tylko pojedyncze zwroty z ust starszych mieszkańców Warszawy, głównie tych z Grochowa.

Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy pod Florianem. Na początek skierowaliśmy się w stronę Wisły. Podeszliśmy pod Szpital Praski, żeby przypomnieć historię Władysława Reymonta, który po wypadku kolejowym w piątek, 13 lipca 1900 roku trafił tu na leczenie. Autor „Chłopów” odniósł niewielkie obrażenia, ale dokumenty mówiły co innego i udało mu się wyłudzić gigantyczne jak na tamte czasy odszkodowanie od kolei carskich.

Kolejnym naszym przystankiem była Wisła. Tu spacerowicze dowiedzieli się, gdzie złodzieje zakopywali majdan, czyli łup. Poznaliśmy również różne typy złodziei: dolyniarza, szopenfeldziarza i kasiarza. Następnie zatrzymaliśmy się przy sklepie, gdzie opowiedzieliśmy sobie kilka gwarowych dowcipów. Potem udaliśmy się pod nieistniejący już budynek Szkoły Powszechnej, gdzie stoi obecnie Urząd Dzielnicy Praga Północ. Szkoła po wojnie miała duży wpływ na zanikanie gwary. Na przykład, dzieci mówiące „za rękie” poprawiano, że mówi się „za rękę”.

Odwiedziliśmy też Pomnik Kapeli Praskiej. Przybliżyliśmy sobie wówczas postać Stanisława Grzesiuka słynnego warszawskiego barda, który posiadał bardzo podobną bandżolę, do tej, na której grał jeden z pomnikowych muzyków. Z tą różnicą, że instrument Grzesiuka miał namalowaną Myszkę Miki. Dziś już niestety takich kapel nie ma.

Na chwilę znaleźliśmy się również w żydowskiej części Pragi. Przy mykwie, spacerowicze dowiedzieli się ile słów przez nas używanych pochodzi z jidysz, jak np. git, ciuchy czy ślamazara. Przy skrzyżowaniu ulic Okrzei i Jagiellońskiej przystaneliśmy na chwilę, żeby poznać losy Stefana Okrzei, który od 1948 roku jest patronem praskiej ulicy.

Spacerem, mijając budowę II linii metra dotarliśmy do słynnego Bazaru Różyciego, dla miejcowych Różyc. Jest to obowiązkowy przystanek na tropie gwary warszawskiej. Niestety dzisiaj nie jest już tutaj tak gwarno i tłoczno jak chociażby w czasach Stefana „Wiecha” Wiecheckiego. Ten właśnie bazar Wiech odwiedzał po wojnie w poszukiwaniu inspiracji do swoich opowiastek. Przy okazji poznaliśmy kilka gwarowych określeń na pieniądze.

Na ulicy Ząbkowskiej, żeby poczuć prawdziwy klymat Prażki, zapuściliśmy się w jedno z podwórek. Podczas tej wycieczki po Warszawie poznaliśmy cechy charakterystyczne dla gwary jak zdrobnienia, charakterystyczne twarde „l” czy przeinaczenia jak kielner i zadowolniony. Wielu określeń doczekała się w gwarze wódka. Warszawiak powiedziałby na nią: artycha, gocha, gołda lub czysta ojczysta.

Na koniec skręciliśmy jeszcze w ulicę Brzeską, której kamienice z pewnością pamiętają gwarne dni handlowe na Różycu. Jeden ze Spacerowiczów zmierzył się z tekstem napisanym w gwarze. Przewodnik po Warszawie stwierdził, że wyszło git.

Bardzo dziękujemy za wspólny spacer po Warszawie. Mamy nadzieję, że parę zwrotów zaczną Państwo używać na co dzień, bo przecież pierwszorzędną cechą gwary jest humor!